Wczorajsza burza była dla mnie totalnym
zaskoczenie. Nie wiem skąd i jak się wzięła, ale w ciągu minuty przemokłam do
suchej nitki. Zanim zdążyłam dobiec do przystanku, aby się schronić przed deszczem,
byłam cała mokra i ledwo udało mi się wcisnąć pod wiatę. Ludzie tłoczyli się
jak małe mróweczki. Takiej ulewy już dawno nie widziałam, a na pewno nie mokłam
na niej.
Pamiętam.
Jak w dzieciństwie po burzy, wszystkie
dzieciaki z okolicy wybiegały na ulice żeby się pobawić. A była nas całkiem
spora gromadka J Puszczaliśmy
wtedy statki z kory. I biegnąc wzdłuż ulicy i sprawdzaliśmy, który dopłynie
pierwszy do ogromnej kałuży na środku skrzyżowania.
Jak przejeżdżaliśmy rowerem przez tą
samą kałuże.
Jak wracałam do domu cała w błocie i
szczęśliwa. A mama wcale nie krzyczała, że jestem brudna, że ubranko zniszczone,
ani nawet że rower zmienił kolor z zielonego na brązowo-plamiasty.
I choć minęło już prawie 20 lat, to gdy
jadę do rodziców, po deszczu na skrzyżowaniu wciąż robi się wielka kałuża.
Tylko nikt już się w niej nie bawi.
Aby wyjść z tej nostalgii postanowiłam zjeść coś bardzo kolorowego, bardzo pysznego i bardzo szybkiego. Ratatuj!
Doskonały jako dodatek do dań głównych, jako samodzielne danie a także do makaronu, ryżu czy naleśników. Nie wahajcie się ani minuty. To jest pyszne:)