Jak zwykle przy okazji gotowania przypomniała mi się historyjka związana właśnie z racuchami. Miała ona miejsce podczas studiów.
Pewnego dnia wraz z koleżanką jak zwykle w czasie przerwy między wykładami udałyśmy się do bufetu aby coś przekąsić. Byłyśmy tak głodne,że po drodze obie zastanawiałyśmy się na co mamy największą ochotę. Wymieniając na zmianę nasze ulubione dania nagle pomyślałam o racuchach . Jej również przypadł do gustu ten pomysł wiec do stołówki wkroczyłyśmy już z konkretnym pomysłem na obiad. Zajęłam dla nas stolik (znalezienie wolnego miejsca podczas pory obiadowej graniczy z cudem) i czekałam na koleżankę która w w tym czasie stała w kolejce do zamówień. Kiedy wróciła z dwiema porcjami placków ziemniaczanych ze śmietaną byłam szczerze zdziwiona. Zaraz po tym okazało się,że dla niej to właśnie są racuchy.
Podobnych nieporozumień związanych z nazewnictwem miałyśmy jeszcze całkiem sporo. Zawsze jednak kończyły się one atakami totalnej śmiechawki.